Kilim przedwojenny, którym chciałabym się pochwalić, to mój najnowszy zakup internetowy. Nie jestem specjalną fanką wirtualnego kupowania starych tkanin, ale w obecnych czasach to jedyna metoda pozyskiwania nowych okazów do kolekcji. Uwielbiam myszkowanie po targach staroci. Wyszukiwanie ciekawych kilimów czy ręcznie tkanych dywanów było przez lata moim ulubionym zajęciem w wolnych chwilach. Od tygodni pozbawiona tej niewątpliwej przyjemności, z wiadomych powodów, przeniosłam poszukiwania do portali internetowych.
Trafiłam na bardzo ładny okaz przedwojennego kilimu, którego wiek oceniam na około 90 lat. Na kilku zamieszczonych zdjęciach pokazany był kilim oraz kilka zbliżeń drobnych uszkodzeń wątku. Bardzo zachęcający opis przedmiotu skusił mnie do zakupu. Cena nie przerażała, chociaż nie należała do najniższych. Pomyślałam, że wart jest tych pieniędzy skoro jest w tak dobrym stanie.
Dotarł do mnie dzisiaj i nie ukrywam, że z dużą niecierpliwością otwierałam pudło, w którym był zapakowany. Pierwsze co mnie uderzyło, to jego zapach, a raczej smród papierosów jaki się z niego unosił. Wiele lat musiał wisieć w domu palaczy, żeby osiągnąć taki stan! Rozłożyłam go i zaczęłam oglądać. Faktycznie miał kilka małych uszkodzeń poza tym jedno duże, którego nie było na zdjęciach. Rozsnuty jednym i drugi brzeg, do którego dość nieudolnie doszyto imitację frędzli. Oczywiście „detale” te zostały pominięte przez sprzedającego. Pomyślałam, że powinnam poprosić sprzedawcę o więcej zdjęć i zbliżeń uszkodzeń. Wiecie Państwo jak to jest: „…mądry Polak po szkodzie…”
Popatrzyłam na mój nowy nabytek i pomyślałam, że dobrze się stało, że trafił do mnie. Upiorę go, pozbawię przykrego zapachu, odkażę ozonem i na koniec naprawię wszystkie uszkodzenia. Co jeśli trafiłby do kogoś z Państwa? Koszt czyszczenia i naprawy wielokrotnie przewyższył by cenę zakupu. Tak właśnie wygląda kilim w ogólnie „bardzo dobrym stanie”. Mam nadzieję, że nie wszyscy sprzedawcy tak elastycznie podchodzą do rzetelnego przedstawienia wad sprzedawanego przedmiotu. Ja utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że stare przedmioty muszę obejrzeć i pomacać na żywo, a zwłaszcza stare kilimy. Chociaż z drugiej strony bez Internetu nie miałabym go wcale…
Wkrótce relacja z jego renowacji.