Rekonstrukcja narożnika dywanu byłaby naprawą jakich wiele, gdyby nie fakt, że dywan ten był już „naprawiany”. Cudzysłów jest jak najbardziej na miejscu, bo w moim mniemaniu i w ocenie rugmenów z całego świata takie cerowanie trudno nazwać renowacją. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie. Żeby było jeszcze śmieszniej za taką symulację pracy ktoś zainkasował pieniądze.
Klient z Wrocławia przywiózł do naszej pracowni prawie nowy dywan, który nadgryzł pies. Wcześniej zawiózł go do naprawy w swoim mieście i cierpliwie czekał na efekty. Po pół roku (sic!) otrzymał informację, że już może odebrać naprawiony dywan. Nie odbierał go osobiście i po obejrzeniu go w domu był zdruzgotany efektem półrocznej „pracy”.
Rekonstrukcja narożnika dywanu krok po kroku.
Oglądając to uszkodzenie obszyte na okrętkę grubą wełną, myślałam, że na tym kończy się cała ingerencja naprawiacza. Okazało się, że ktoś próbował coś zrobić przewlekając niezliczoną ilość nitek w dość chaotyczny sposób. Czemu miało to służyć pozostanie zapewne nierozwiązaną zagadką. Dość, że usuwanie tej gmatwaniny zajęło mi prawie cały dzień. Po oczyszczeniu spodu z niepotrzebnych nitek mogłam wreszcie przystąpić do renowacji narożnika.
Odtworzyłam wszystkie nici osnowy, wątek i wełniany fartuszek dywanu. Wcześniej ufarbowaną i dobraną grubością wełnę tkacką wykorzystałam do uzupełniania runa dywanu. Węzełek za węzełkiem dywan odzyskiwał pierwotny wygląd. Naprawa zawsze jest widoczna od spodu kobierca, ale wierzch staram się, żeby był jak najlepiej dopasowany do całości wzoru.
W tym dywanie zastosowano ciekawą technikę zakończenia brzegu bez frędzli. Wymagało to poświęcenie kolejnych godzin na wykonanie eleganckiego kilimkowego fragmentu i zszycie go ozdobnym ściegiem. Dokładnie takim jakim wykończony był cały dywan. Pozostało tylko zrobienie zdjęć i oddanie go klientowi.