Rekonstrukcja kilimu, ktoś może powiedzieć, że to za dużo powiedziane. Niestety w przypadku naprawy tego konkretnego okazu, to chyba zbyt skromne słowo na określenie ogromu pracy jaką wykonałam. Przez dwa miesiące, kawałek po kawałku nabijałam ten kilim na ramkę. Jak się dłużej nad tym zastanowiłam to przez dwa miesiące utkałabym ten kilim odnowa.


Najpierw, pod lupą, rozcinałam nici użyte do jego cerowania, potem pincetą nitka po nitce usuwałam je z tkaniny. Czasami nad takim kawałkiem kilimu spędzałam długie godziny, żeby oczyścić go i przygotować do właściwej naprawy. Jak zawsze w takich przypadkach okazywało się, że cery kryją duże uszkodzenia pościągane i sfilcowane. Wielokrotnie musiałam wyciąć fragment tkaniny, bo nie byłam w stanie go uratować, tak był zniszczony.




Rekonstrukcja kilimu posuwała się po woli, ale jednak cały czas do przodu.
Robiłam jedno- lub dwudniowe przerwy na inne realizacje. Był to niezbędny zabieg, abym mogła zachować świeżość spojrzenia na ten projekt. Mijały kolejne dni, tygodnie, w czasie których naprawiłam większość dużych uszkodzeń. Zadziwiający jest efekt „dużej dziury”, który obserwuję w trakcie renowacji tak zniszczonych kilimów. Gdy uzupełnię największe ubytki, potocznie nazywane „dużymi dziurami” objawia się całe mnóstwo mniejszych uszkodzeń, których oczy wcześniej nie wychwytywały, bo wzrok skupiał się tylko na tych wielkich uszkodzeniach.


Postępy prac cały czas dokumentowałam zdjęciami, które trafiały także do Właścicielki kilimu. Pokazywałam je też w mediach społecznościowych. Wielu wydaje się to takie oczywiste, ale jest to dodatkowy czas, który trzeba poświęcić na wykonanie poprawnego i ostrego zdjęcia, które będzie czytelne dla laika. Ujęcia przed i po naprawie najlepiej obrazują wykonaną pracę, ale nie naliczają czasu jaki trzeba było poświęcić na ich realizację 🙂



