Dywan z Kietrza to zawsze mile widziany „pacjent” w naszej pracowni. Tym razem trafił do nas jeden z większych okazów wzór ” Koguty na beżu” . Wzornictwo tych dywanów było ściśle powiązane z dziewiętnastowiecznymi szablonami opracowanymi w fabryce dywanów w Kietrzu. Produkty, tej nieistniejącej już fabryki, trafiają do nas do naprawy co jakiś czas. Czytaj tutaj. Także tu. Tym razem na tej wysokogatunkowej wełnie rozpanoszyły się mole. Wiele dużych i mniejszych uszkodzeń sprawiło, że dywan wyglądał nieciekawie. Praca nad nim z dni przerodziła się w tygodnie.
Po uzupełnieniu największych ubytków runa, ujawniło się wiele pomniejszych. Gdy i te zostały naprawione, po raz kolejny, na kolanach przejrzeliśmy cały dywan. Upstrzyliśmy go kawałeczkami papierowej taśmy, wszędzie tam gdzie zauważyliśmy brak dwu, trzech węzełków. Czy to już koniec pytaliśmy się nawzajem.


W wielkopowierzchniowych naprawach dywanów przychodzi taki moment, że marzymy o chwili kiedy wreszcie wróci do domu. Proszę nie zrozumcie mnie źle, ale pochylanie się tygodniami nad tym samym dywanem… Tak po prostu jest nużące. Nawet dla mnie, dłubka numer jeden 🙂




Praca posuwała się cały czas na przód i w końcu mogliśmy stwierdzić zespołowo- tak to już koniec. Oczywiście na zdjęciach uwieczniliśmy tylko kilka z kilkudziesięciu uszkodzeń po molach jakie naprawiliśmy. Dywan po raz ostatni odkurzyliśmy i teraz czeka w pracowni na właściciela.
Jeszcze ostatnie, pamiątkowe zdjęcie z góry. Czyż nie jest piękny!
